Archiwum 12 listopada 2013


Niech się dzieje!
Autor: mmulatka
Tagi: australiczyk  
12 listopada 2013, 14:14

Nawet nie mam za bardzo czasu by zjeść czy skorzystać z ubikacji a co dopiero pisać bloga. Co mnie natchnęło by zajmować się powieściopisarstwem? Chyba moje pokręcone życie i Australiczyk . Tak go będę nazywać.

Poznaliśmy się dość nieoczekiwanie. Bynajmiej ja niczego i nikogo nie oczekiwałam. Lizałam rany po wcześniej nieudanym związku z Komandosem. Ten związek trwał rok i zakończył go definitywnie Komandos a raczej jego impotencja. Nie blefuję. Dzieli nas całe pokolenie i jest 17 lat starszy. Pomimo nie żywię urazy a raczej jestem mu w stanie podziękować za to, że pomógł mi się wyrwać z małżeństwa (było koszmarne) a zwłaszcza za to, że odszedł. Naprawdę! Byłam bardzo zakochana więc nie wiem czy będąc z Komandosem poznałabym Australiczyka.

 

Ale zacznijmy od początku.

Moje małżeństwo było fikcją. Mąż - maminsynek, teść - pantoflarz i teściowa - tyran. To ona dzierżyła pałęczkę piewszeństwa więc wszyscy jej sie podporządkowali. Wszyscy oprócz mnie i moich córek. Tak, wiem jestem zła, podła i niedobra. Ponadto latam na miotle i mieszkam w domku na kurzej łapce.

Mąż bezwzględnie i ślepo wykonywał polecenia rodziców, nie posiada własnego rozumu. Od początku małżeństwa dał jasny wyraz, że liczy się on i tylko jego rodzina. Nikt i nic innego poza nimi nie istniało. Ot modelowy przykład Polaka katolika ze śląskiej wsi. Ja, zbuntowany duch i wolnomyślicielka. Mogę być wzorem dla wszystkich nie dałam przekształcić się nikomu (sprawię sobie kiedyś koszulkę z tym napisem).

Poznaliśmy się jako nastolatkowie i trwało to 9,5 roku! Małżeństwo trwało 8 lat ale kolejny rok byliśmy już osobno. Dalej trwa sprawa rozwodowa ale co ja z tym zrobię. Głową muru nie przebiję. Dziewiąty rok małżeństwa już oblewałam bo to był najlepszy rok bo bez męża i jego rodziców z którymi mieszkaliśmy. Prawdziwy koszmar zaczął się jak urodziłam Emi. Teściowa wtrącała się do wszystkiego nawet do tego jak małą noszę na rękach. A ja nosiłam ją 5 miesięcy! Taka córunia mamusi i taką jest do dzisiaj. Każdorazowe podejście do położenia jej w łóżeczku kończyło się płaczem. No to ja ją na rączki i wysłuchiwanie teściowej co ja źle robię. Moje dziecko. A źle robiłam wszystko. Dosłownie! Robiłam wszystko by wyszło inaczej niż chce teściowaLuzackii dobrze robiłam. Raz czy dwa razy jej posłuchałam i to był błąd więc dalej się działo moim tokiem myślenia. Źle ubierałam bo za cieniutko (nie chorowała) a teściowa lubi przegrzać, źle że nie słucham bo co jak mogę wiedzieć o wychowywaniu (mam instynkt macieżyński), źle ją karmiłam (bo piersią) źle, że wychodziłam na spacery, źle, że nie używam becika (miałam rożek) no ja ogółem jestem złem chodzącym. Awantury wybuchały średnio 2x w tygodniu. Przecież się nie dam. Jak coś złego by się z małą działo to całą winę by zwalili na mnie pomimo, że tak wszyscy dookoła cudownie doradzali. Posiadam własny rozum i wolną wolę więc działam po mojemu. I taka gehenna trwała 8 lat. Poza tym jeszcze jego brat i bratowa więcej mieli do powiedzenia jak ja. Nawet ciotki i kuzynki męża. Ja miałam cicho siedzieć. Myślicie, żę siedziełam jak mysz pod miotłą? Nie ja!